Bardzo udanie przebiegły ostatnie starty Tomka i Ragtime na Bałkanach. Nasza ekipa do Słowenii ruszyła już w środowy wieczór by rano znaleźć się na miejscu. Dość wcześnie, bo w czwartek o godzinie 12:00, odbywał się już przegląd weterynaryjny. Runda Grand Prix do Kura odbywać się miała dopiero w sobotę, więc para miała sporo czasu by zapoznać się z otoczeniem, a koń sporo czasu by odpocząć po podróży. A ta nie należała do najprzyjemniejszych…przez 10 godzin jazdy w zasadzie przez cały czas padał deszcz. Przejaśniło się 10 kilometrów od celu podróży. Mieliśmy nadzieję, że to dobry prognostyk na najbliższe kilka dni, ale pogoda w ten weekend była bardzo kapryśna. Chyba nie tego oczekiwaliśmy (co więcej, zasugerowałem Tomkowi wziąć kąpielówki). A tu psikus, temperatura na poziomie 12 stopni z zimną morską bryzą. Aby zmotywować brata zaproponowałem mały zakład – on robi 72 % w GP, a ja wskakuje (mimo pogody) w kąpielówkach do basenu, który znajdował się w naszym hotelu 🙂
Po dwóch dniach treningu. Przyszła pora na sobotni start. W zasadzie od momentu, gdy pojechaliśmy rano o szóstej do stajni zaczął padać deszcz…i przestał padać dopiero o godzinie 15tej, czyli tuż po konkursie Grand Prix. Przygotowanie do startu tego dnia nie należało do najprzyjemniejszych. Warunki były na prawdę trudne. Nie pamiętam kiedy ostatnio widzieliśmy czworobok rozprężeniowy w tak kiepskim stanie. Z czworobokiem konkursowym było tylko nie wiele lepiej. Organizatorzy oczywiście stawali na rzęsach i próbowali ratować sytuacje, a w każdej wolnej chwili na czworobok wskakiwali ludzie, którzy starali się go odratować od powodzi. Na ich usprawiedliwienie – ilość wody, która spadła tego dnia w Lipicy była na prawdę duża. Przygotowanie kolejnych par do czworoboku w zasadzie wyglądało podobnie. Jazda w kółko, od czasu do czasu jakaś przekątna. Próba „sklejenia się” z powierzchnią. W Tomka oczach było widoczne zaniepokojenie, ale „z dołu” przygotowanie wyglądało super, tak jakby warunki pogodowe były najzupełniej normalne. To co miało miejsce chwilę później na czworoboku było rewelacyjne. Pełne spokoju i luzu. Zupełnie odmienne niż panujące w koło warunki. Wszystko było takie naturalne. Przejazd podobał się sędziom, zwłaszcza tym pięciogwiazdkowym u których para uzyskała średnie noty 70,4%. Jaki byłby wynik, gdyby para zrobiła dobry prawy piruet i lepszy zebrany stęp? Chyba wreszcie z przodu znalazła by się wymarzona siódemka…ale na tą trzeba było poczekać jeszcze jeden dzień. Ostateczny wynik sobotniego konkursu to świetne 69,3% (w tym liczne oceny za piaff i passage na poziomie 7,5-8,0).
Do niedzielnego konkursu przystępowaliśmy z dużym spokojem, choć bardzo zmotywowani na to by uzyskać, jak najlepsze noty i by wreszcie przekroczyć upragnione 70%. Polska para zamykała listy startowe. Przygotowanie do konkursu, jak zwykle u Tomka spokojne…na luzie. Czworobok opuszcza Ester Soldi. I wybija godzina 17:22, czyli godzina startu. Jest moc! Radek nieomal fruwa wokół czworoboku. Widać u niego koncentrację na maksa. Liczy się tylko on, jeździec i cztery ściany, którego go ograniczają. Ale zresztą drodzy Państwo…sami popatrzcie (LINK DO FILMU z GP KUR). Siódemka z przodu była pewna. Pytanie tylko 72 czy więcej?! I…jest…73,6%! Sport lubi ludzi cierpliwych, a ujeżdżenie zwłaszcza. Po burzy zawsze wychodzi słońce. Słońce wyszło i w Lipicy, nie tylko w przenośni, również w rzeczywistości.
Kilka ostatnich startów było poniżej naszych oczekiwań. Ale widząc to, jak koń pracuje na treningu i jak się rusza trudno ich nie mieć. Wreszcie wydarzyło się to na co cały team czekał. Na takie arkusze po konkursie aż przyjemnie się patrzy. Start w Słowenii był także pierwszym startem Tomka z Orłem na piersi.
Lipico, dziękujemy za gościnę!